Nathaniel Moore



IndeksSzukajLatest imagesRejestracjaZaloguj

 

 Nathaniel Moore

Go down 
AutorWiadomość
Nathaniel Moore
Nathaniel Moore



Nathaniel Moore Empty
PisanieTemat: Nathaniel Moore   Nathaniel Moore EmptyNie Mar 15, 2020 12:29 am



Nathaniel Moore



WIEK:
49

DATA URODZENIA:
15 II 1953

MIEJSCE URODZENIA:
Brooklyn, NY, USA

MIEJSCE ZAMIESZKANIA:
Londyn, UK | Nowy Jork, USA

ORIENTACJA:
Biseksualny

STAN CYWILNY:
Żonaty

CZYSTOŚĆ KRWI:
Szlama

DOM W HOGWARCIE
Gryffindor

ZAWÓD:

VII - VIII 1969 Dostawca pizzy, pomocnik w warsztacie samochodowym
VII - VIII 1970 Pomocnik w salonie tatuażu
1971 - Założenie zespołu The Landlords
1971 - 1974 Muzyk w Hogsmeade
1971 - 1974 Magazynier
1974 - wydanie pierwszej płyty - Road to Nowhere - oraz rozpoznawalność w Londynie
1976 - 1978 bezrobocie, stagnacja i marnotrawienie pieniędzy Avery'ego
1979 Reaktywacja zespołu
1980 II płyta Troubled Times
1983 III płyta - The Landlords i rozgłos w czarodziejskim świecie - szybki rozwój kariery
1985 IV płyta Niebieski album - bez tytułu
1990 V płyta  The Art of the Insanity
1993 VI płyta The Art of the Sanity
2000 VII płyta Still Breathing



charakter

Nathaniel Moore nie jest osobą o jednej twarzy. Z jednej strony przeciwny światu, zbuntowany i przekorny punk. Z drugiej? Wrażliwy człowiek, ufny, wierzący w ludzi, wierzący... ludziom. Pełen niesamowitej nadziei, wiary, kipiący optymizmem, cieszący się wszystkim, czym tylko mógłby się cieszyć w tych trudnych czasach. Żyjący chwilą.

Moore jest osobą na wskroś gryfońską, nie bez powodu przydzieloną właśnie do domu Godryka. Muzyk nigdy nie należał do osób łatwo porzucających swoje zdanie, pragnienia czy ideały, zawsze starał się swoim zachowaniem popierać prawdy, które głosił, kierował się w życiu wzniosłymi ideami o tolerancji i akceptacji, równości wszystkich ludzi, bez względu na takie rzeczy, jak status krwi, kolor skóry czy wyznanie. Nate nie należy także do ludzi podporządkowujących się czy starających przypodobać innym. Jest  sobą i otwarcie mówi o tym, o czym myśli, nie zważając na konsekwencje swoich słów i działań. Nie jest też osobą porządną – żyje w wiecznym chaosie czynów, myśli i porozrzucanych po całym domu pierdół.

Choć gwałtowny i impulsywny, Nathaniel mimo zaciekłej walki o swoje, potrafi również pójść na kompromis. Zrobił tak na przykład po jednej z licznych dyskusji, a właściwie awantur, z Mattem na temat ich różniących się poglądów w magicznym konflikcie. On wierzył w ideały Zakonu Feniksa, był szlamą. Matthew fascynowała Czarna Magia, a aurorzy bestialsko zamordowali jego rodzinę. Żaden z nich nie miał szans na odnalezienie się po „drugiej stronie”. Moore przeszedł więc na neutralny grunt, mimo, że serce rwało mu się do walki. Nie mógł jednak wyobrazić sobie sytuacji, w jakiej przyszłoby mu stanąć z Averym po przeciwnych stronach barykady. Jasne, często padały między nimi nieprzyjemne słowa, dochodziło nawet do czegoś więcej niż tylko wymiany zdań... ale w rzeczywistości Moore mimo wszystkich niesnasek stał za blondynem murem. Trzeba brunetowi przyznać, że sprawiedliwość i stałość w uczuciach są jego mocnymi stronami, tak samo zresztą jak szczerość i swego rodzaju niezmienność w całym swoim wybuchowym i chaotycznym usposobieniu.

Mimo swojego temperamentu, Nate jest przeciwny bezsensownemu rozlewowi krwi, przemocy i wojnom. Swego rodzaju pacyfista czuły na cudze krzywdy, muzyk śpiewający antywojenne manifesty. To był Nathaniel. Człowiek chcący zrobić coś w słusznej sprawie, chcący zabrać głos... a jednak unikający ludzkiej krzywdy. Każda śmierć była zła, były przecież inne wyjścia niż zabić. To nie rozwiązanie. To nie metoda. To dążenie do niżu demograficznego i chaosu. A tego punk, mimo chaotycznego stylu życia, wolał sobie nie wyobrażać. Pewnie, śnił piękne sny o międzyludzkiej równości, o świecie bez rządu, polityków, wojen, opierający się na wzajemnym zaufaniu i wspólnej pracy, ale... czy taka społeczność miała szanse na przetrwanie?

To była tylko wzniosła, pięknie brzmiąca idea, bez szans na wprowadzenie w życie. Ludzie tacy nie są. Ludzie tak nie działają. Ludzie nie troszczą się o innych, będąc jedynie bandą zadufanych w sobie gnojków pilnujących własnego interesu i zastanawiających się, czym mogliby najbardziej dopiec sąsiadowi, jak udowodnić, że to jednak oni są lepsi. Moore tego nie rozumiał, ale wiedział, że taka jest ostra, brutalna rzeczywistość. Większość ludzi nie była nic warta, zdążali się jednak Oni, owe wyjątki, dla których warto znieść całe to gówno.
A przynajmniej w ten sposób postrzega świat Nathaniel.

Wbrew wszelkim pozorom, Nate należy do osób względnie zadowolonych z życia oraz obdarzonych poczuciem humoru. Często żartuje, dużo się śmieje, lubi udawać i wchodzić w role, choć jeśli mam być szczera, nie ma do tego za grosz talentu. Pozytywne nastawienie Moore’a sprawia, że ten szybko zjednuje sobie ludzi, tak, że po kilku godzinach rozmowy mają wrażenie, jakby znali go lata. Towarzyski, stadny, zaczepny... a jednak wciąż zazdrosny i zaborczy. W tych aspektach Nate dość konkretnie przypominał wilka, swoją animagiczną formę. Potrafił zachowywać się jak pies, zazdrośnie niedopuszczający nikogo do właściciela, kładąc mu się na nogach i warcząc na podchodzących ludzi. Wypadałoby w tym momencie również nadmienić, że Nate’a mało interesuje zdanie innych, więc również jeśli chodzi o sceny zazdrości, jest w stanie bez krępacji zrobić komuś awanturę w pomieszczeniu pełnym osób, także znajomych.

Kolejną wadą Moore’a, którą na upartego można by nazwać też zaletą, jest jego ufność. Złote serce, czy woda zamiast mózgu? Zdecydujcie sami. Nath wierzy, że na świecie są jeszcze osoby, którym można zaufać, w których można pokładać nadzieję. W relacjach z innymi czerpie tylko z własnych doświadczeń, nie słucha opinii ogółu, twierdząc, że sam musi się przekonać, sam musi sprawdzić. Nieraz już na tym zyskał. Nieraz i stracił. Wiele razy został mu wbity nóż prosto w sam środek pleców, kilka razy jednak okazywało się, że ludzie wcale nie zasługiwali na przeczepione do nich plakietki. Jak sam Nate określa swoje zachowanie? Wyrozumiałość i tolerancję, jakimi potrafi się odznaczać? „Moją największą zaletą jest dobre serce. Wadą jest to, że zbyt często jest ono dobre.”

Jednak i jego dobroć ma swoje granice. Dzieciństwo nie mogło nie pozostawić piętna na psychice chłopaka. Ciemna strona Moore jest zafascynowana, widząc krew. Przyciąga go to. Kusi, wabi. Dzika, wilcza strona jego natury ciągnie go instynktownie do zabijania zwierząt podczas zwykłej przebieżki. Czasem zwyczajnie nie potrafi nad sobą zapanować i... to się dzieje. Nath nienawidzi tego. Uważa za własną słabość, ułomność. Nie potrafi pogodzić się z tym, że taka jest jego natura, że nie zmieni tego, nie krzywdząc samego siebie. Że to... to po prostu jest on, jego twarz, jego oblicze. Jest przecież wilkiem. Drapieżnikiem, mięsożercą. To jego natura. Proste, instynktowne odruchy, które on wciąż odrzuca. Stąd też jeszcze większe wyrzuty nieznośnego sumienia, gdy tylko pod wilczą postacią coś sobie przegryzie. Uważa za hipokryzję to, że jest przeciw bezsensownemu zabijaniu, zarówno ludzi, jak i zwierząt, a jednak sam to robi – zabija. I to go cholernie gryzie, wręcz zżera od środka nie pozostawiając mężczyzny bez uszczerbku na zdrowiu.

Wszystko to pogłębiło się jedynie w chwil, gdy mężczyzna zupełnie stracił nad sobą panowanie. Nathaniel Moore zabił. Człowieka. Mógł tłumaczyć się, że ten facet skatował jego matkę. Mógł tłumaczyć, że chciał ją zgwałcić. Mógł bez końca powtarzać, że chciał okraść również jego... ale przecież to wszystko było bez sensu. Zbrodnia pozostawała zbrodnią, nawet popełniona w amoku, bez udziału mózgu.

Złoty, słodki chłopiec Nathaniel Moore kłamał, zdradzał żonę i zatracał się w bezcelowej brutalności. Moore nałogowo pił i brał praktycznie wszystkie zakazane substancje. Moore ruchał się z mordercą. Moore pobił i zgwałcił. Moore zabił.

A jednak dalej uparcie twierdzi, że jest dobry. Dalej walczy z demonami przeszłości i głosami w głowie, które namawiają go do złego. Nadal wierzy, że jest w stanie przezwyciężyć własną naturę. Nadal próbuje.





RÓŻDŻKA:
Klon, łuska węża morskiego, 10 3/4 cala, sztywna

CHOWANIEC:
Sowa

PATRONUS
Wilk polarny

AMORTENCJA:
Heliotrop, zakurzona duchota sklepu muzycznego, drewno, las, dym papierosowy, świeże pieczywo

BOGIN:
Ojciec - a może on sam, stający się nim?

AIN EINGARP:
Moore jako dziecko, otoczony szczęśliwą rodziną

QUIDDITCH:
Ogląda każde mistrzostwa

ULUBIONA DZIEDZINA MAGII:
Transmutacja

ZAINTERESOWANIA:
Muzyka, libacje, skateboarding, bieganie, koncerty, motoryzacja, mugolskie technologie

CIEKAWOSTKI:
★ Nie umie pływać, gotować, ani jeździć na łyżwach;
★ Lubi koszykówkę, baseball, siatkówkę, jazdę na deskorolce i bieganie;
★ Nienawidzi piłki nożnej przez entuzjazm, z jakim ojciec zawsze śledził mecze;
★ Umie grać na gitarze, pianinie, basie, harmonijce ustnej i perkusji. Próbował też namówić Matthew, by nauczył go grać na skrzypcach, ale ostatecznie nie opanował tej umiejętności;
★ Zna wiele zaklęć związanych z muzyką - potrafi zmusić kilka instrumentów jednocześnie do wspólnej gry czy magicznie je nagłośnić. Są to jednak zaklęcia wymagające bardzo dużego poziomu koncentracji i szybko go męczą;
★ Ma alergię na owoce morza, o której dowiedział się zaledwie kilka lat temu;
★ Dowierza tylko i wyłącznie stałemu lądowi, na powietrze i wodę spoglądając spode łba. Mimo tego, nie boi się podróży samolotem. Na miotle nie siedział jednak od czasów szkolnych;
★ Jako dziecko mówił z nowojorskim akcentem, podobnie do ojca - rodowego nowojorczyka. Wraz z rozwojem nienawiści do ojca, uparł się i całkowicie zmienił swój sposób mówienia, kierując się bardziej do bliżej niezidentyfikowanego, "typowego" amerykańskiego akcentu. Przez stosunkowo wysoki głos, niektórzy twierdzą, że Moore brzmi jakby był Kalifornijczykiem;
★ Jest doskonałym masażystą;
★ Nie rozstaje się ze swoim notatnikiem i czymś do pisania;
★ Uwielbia transmutację, ale nie cierpi eliksirów, zwyczajnie nie ma do nich cierpliwości. Jakimś dziwnym trafem, kiedy zdawał egzaminy końcowe w Hogwarcie, udało mu się wywalczyć z eliksirów aż PO. Śmieje się, że powyżej oczekiwań mogło być to, że w ogóle pojawił się tamtego dnia przed komisją;
★ Jego wiecznie rozburzona fryzura to tak naprawdę loki. Moore nie przepada jednak za nimi i podświadomie prostuje je dzięki magii. Kędziorki na głowie bruneta pojawiają się głównie kiedy muzyk zmoknie lub kiedy jego magia zaczyna wyrywać się spod kontroli;
★ Na piersi ma magiczny tatuaż z napisem "Be silently drawn". Został wykonany z pomocą różdżki przez Matthew Avery'ego w trakcie ich pobytu w NYC w 1972 roku;
★ Panicznie boi się starości, a także nie przepada za towarzystwem starszych osób, nieustannie przypominających mu, że jego samego czeka taki los. Z wiekiem jednak okazuje się, że starość dziwnie się od niego oddala, zamiast przybliżać - mimo prawie 50 lat na karku, nadal nie czuje się stary;
★ Nie lubi luster - wraz z Matthew mieli w młodości dziwny zwyczaj rozbijania ich;
★ Nie umie zasnąć w ciszy, przyzwyczajony do wiecznego zgiełku i świateł Nowego Jorku;
★ Kiedy śpi sam, miota się w łóżku i przybiera dziwne pozy - raczej nie budzi się, jedynie przez następnych kilka dni jęczy z powodu bólu pleców;
★ Mając lat dziewiętnaście próbował wegetarianizmu – w postanowieniu wytrwał może tydzień;
★ Dzięki animagii jego ciało zawsze utrzymuje wyższą niż przeciętnie temperaturę. Ma też odrobinę lepszy węch i słuch niż przeciętny człowiek;
★ Na scenie jest w swoim żywiole jako istna sceniczna bestia. To jego pasja i powołanie;
★ Zawsze ma na nadgarstku rzemyk z runami – podarunek od Rity w założeniu mający przynieść mu szczęście. Mimo śmierci dziewczyny, nie ściągnął go od ponad 20 lat na dłużej, niż kilka chwil, żeby go wyprać;
★ Mają z Matthew bliźniacze wisiorki w kształcie półksiężyca;
★ Często bierze udział w akcjach charytatywnych, takich jak Jedzenie Zamiast Bomb;
★ Pierwszy tatuaż wykonał sobie sam, w IV klasie, cyrklem i długopisem na wyjątkowo nudnej lekcji historii magii. Jest to napis Rage na dłoni;
★ W chwilach silnego stresu pali jak smok;
★ Nauczył Alastaira Avery'ego grać na perkusji a Freyę Avery na gitarze;
★ Maczał też palce w nauczeniu Mike'a i Freyi jazdy samochodem i motocyklem;
★ Absolutnie nie potrafi tańczyć;
★ Jest dumnym właścicielem magicznego motocyklu, który dostał od Avery'ego, oraz wymarzonego, pomarańczowego Dodge'a Challengera z 1972 roku. Auto należy do niego od 1983 roku i jest absolutnym oczkiem w głowie mężczyzny;
★ Jego aura jest ciemnoszara, miejscami poszarpana czernią - wynika to głównie z przeżyć Nathaniela i jego impulsywnej natury. Moore nie akceptuje tego i stara się żyć wbrew predyspozycjom. Prawdopodobnie jego animagiczna forma - przypominający ponuraka wilk - jest kolejnym manifestem jego natury;
★ Czasami, pod wpływem niektórych substancji, silnego podniecenia, gniewu lub panicznego strachu, oczy Moore'a potrafią przybrać złoty odcień jego animagicznej formy. Czarodziej nad tym nie panuje;
★ Cierpi na syndrom sztokholmski i ma skłonności masochistyczne;
★ W młodości miał tendencje do samookaleczenia i zachowań autodestrukcyjnych. Szukał ekstremalnych wrażeń;
★ Ma dosyć mocną głowę, chociaż nie dorasta żonie do pięt;
★ Crystal nauczyła go kiedyś pędzić bimber;
★ Po zakończeniu nauki w Hogwarcie spełnił marzenie o posiadaniu zwierzaka. Przygarnął zabłąkanego kota, którego nazwał Ramone. Wkrótce okazało się, że zwierzę miało zdolności podobne metamorfomagowi - kocur potrafił zmieniać długość, fakturę i kolor futra. Kiedy przyjaciel Nathaniela, Arthur Blackmore, zginął w trakcie wojny, Moore zaopiekował się jego kocurem - Księciem. Gdy Moore związał się z Cry, w jego domu pojawił się trzeci kot - Mruczek. W 1985 kupili teriera szkockiego, którego Moore nazwał Whiskey a w 1995 - nowofundlanda - Demona.
★ Posiada imponującą, cenną kolekcję płyt winylowych - winyle kolekcjonuje od ponad 30 lat i w tym czasie wiele egzemplarzy, które nabył, gdy były jeszcze nowe, zyskały status białych kruków. Większość płyt to pierwsze tłoczenia;
★ Jak na swoją impulsywną naturę, zaskakująco rzadko mówi ludziom, że ich kocha. Uważa, że w ten sposób uświęca ten moment i podkreśla wagę tego wyznania, nie pozwalając mu się wytrzeć w codziennej rozmowie;



historia

Nate urodził się w małym szpitalu w Nowym Jorku zimą 1953 roku. Do określenia „planowane dziecko” było mu dalej niż daleko. Jego rodzice byli młodzi, nieostrożni... ledwie 20paroletni. To była wielka, romantyczna miłość. Świata poza sobą nie widzieli, byli wręcz nierozłączni. Zawsze mówiono o nich razem, niczym o brooklyńskich Romeo i Julii. Młoda malarka i przyszły biznesmen. Wszystko to było piękne... zbyt piękne, by mogło trwać długo. Choć matka chłopca wyjątkowo cieszyła się z narodzin syna, wciąż była zbyt młoda na macierzyństwo. Nie potrafiła jeszcze do końca zadbać o samą siebie i często szukała pomocy u rodziców. Opieka nad niemowlęciem zupełnie przerastała jej możliwości. Caroline jednak, w przeciwieństwie do Johna, radziła sobie z tym wszystkim całkiem nieźle. On... Jego to chyba przerosło.

Pobrali się, gdy Nath miał kilka miesięcy, lecz był to bardziej akt desperacji, niż rozważna decyzja. Ludzie już zaczynali gadać, a starszy Moore nigdy nie był nieczuły na ludzkie komentarze. Mocno się przejmował, zbyt mocno. Jakby w nadziei na ucieczkę przed spojrzeniami i niepochlebnymi słowami, mężczyzna popadł w alkoholizm. Coraz częściej przychodził do domu zamroczony najrozmaitszymi trunkami. Wydawało mu się, że tego typu znieczulenie pomaga, że nikomu nie szkodzi. Tak było przez pierwsze trzy lata, dopóki wszystko udawało się utrzymywać w tajemnicy przed Nathanielową babką. Kobieta jednak, jako że Nate był jej istnym oczkiem w głowie, gdy tylko wyczuła, że święci się coś niedobrego, zaczęła przychodzić do domu Moore’ów coraz bardziej niespodziewanie, starając się przyłapać męża swojej córki na gorącym uczynku. John Moore nie był jednak tak zamroczony, jakim się wydawał. Zmiarkowawszy, że „stara zaczyna węszyć”, szybko nastawił żonę przeciw niej. Odcięcie się od matki było chyba najgorszym, co w tej sytuacji mogła uczynić Caroline.
John poczuł się bezkarnie i niedługo później sięgnął po narkotyki. Od tego czasu było tylko gorzej i gorzej. Do walających się po podłodze butelek doszła przemoc domowa.

Najmłodsze lata chłopca były dla niego najgorszymi i najtrudniejszymi. Bity, poniżany i całkowicie bezbronny. Niemalże sprowadzony do roli przedmiotu, tak samo, jak jego matka. Miłość między dzieckiem a matką była jedynym co mieli... a jednak, zaślepiona pani Moore nie zrobiła niczego, by wyciągnąć ich z tego koszmaru. Krzyki, płacze, głuche uderzenia, a następnie okrzyki protestu. Odtrącenie i wrócenie do punktu wyjścia. To była rutyna.

Jedną z niewielu okazji ku ucieczkom z domu była dla chłopca szkoła. Nie miał tam co prawda kolegów (w końcu kto by zwracał uwagę na takiego dziwnego, cichego dzieciaka?), jednak placówka ta oznaczała dla niego chwilę wytchnienia i spokoju. Czas, jaki mógł spędzić bez strachu, kiedy mógł dać upust kłębiącym się w nim emocjom. W nauce i sporcie nigdy się nie wyróżniał. Cechą wyróżniającą go było jednak zachowanie. Moore nigdy nie był uprzejmym, kochanym dzieckiem. Rysowanie po ławkach, pyskówy nauczycielom, bójki... to wszystko było u niego na porządku dziennym. To był jego sposób. Jego metoda na pozbycie się całej tej złości gdzieś tam w nim tkwiącej. Był jak dynamit. Jedno nieodpowiednie słowo powodowało wybuch.

Zwykle bowiem Nate był względnie spokojny. Na przerwach siadywał gdzieś z boku z zeszytem i ołówkiem w dłoni, spędzając czas na rysowaniu. Jako dziecko, wyjątkowo lubił moment, gdy, zależnie od nacisku ołówka, kartkę pokrywały linie. Ciemne i zdecydowane, bądź delikatne i niemal niewidoczne. Wychodziło mu to całkiem nieźle, szczególnie, zważywszy na jego wiek.  Linie te najczęściej układały się w kształty zwierząt, głównie wilków. Były dla niego uosobieniem cech, jakie chciałby widzieć u siebie, jakich potrzebował, by wyrwać się spod twardej ręki ojca. Duży, czarny wilk zresztą silnie przypominał mu o zwierzęcym przyjacielu, ciemnym kundlu, któremu chłopiec pomagał, a którego jego ojciec zabił, odkrywszy, gdzie znikało jedzenie z lodówki.

Wraz z upływem lat miłość do rysunków w młodym Nathanielu zanikła, podobnie jak zainteresowanie fantastycznymi historiami. Przecież później sam żył w jednej z nich.

List z Hogwartu zdawał się być dla chłopca furtką do lepszego świata, lepszego, nowego życia. Jego sytuacja się zmieniła... a tak mu się przynajmniej wydawało. Cztery pierwsze lata nauki chłopca upłynęły spokojnie. Odizolowany od negatywnych wpływów ojcowskiego „wychowania”, Nate powoli zyskiwał pewność siebie i humor, pomagający mu przetrwać w gorszych chwilach. Nawet wakacje płynęły spokojnie, cicho, bez awantur. Rodzice zachowywali się przyzwoicie, ojczulek wracał do domu o własnych siłach, a stany oderwania od rzeczywistości stanowiły przykre wspomnienie. Chłopiec zyskiwał nadzieję, że wszystko stanie na nogi, że wreszcie będzie miał normalny dom.

Nie mógł się jednak bardziej pomylić, wszystko to, to był zwykły pokaz. W chwili, gdy Nate wracał do szkoły, życie w jednym z brooklyńskich mieszkań wracało do swojego zwyczajowego ciągu. Matce Nate’a udawało się utrzymywać w ryzach ojca chłopca, gdy ten był w pobliżu aż do czasu pamiętnych wakacji, kiedy to Nate wrócił do rodziny po ukończeniu IV roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Tego wieczora wszystko wymknęło się spod kontroli. Nawalony jak dźwig John wrócił do swoich metod wychowawczych. Jednak tym razem syn nie pozwolił się uderzyć. Silny, zdrowy chłopak już dawno mógł zrobić porządek z ledwo trzymającym się na nogach ojcem, gdyby nie uraz psychiczny. Odruchową reakcją Nathaniela na uderzenie było do tej pory skulenie się w przerażeniu, osłaniając rękami głowę. Teraz? Teraz przywykły do przytyków młodzieniec zacisnął zęby z ostrym „nie”, jak wytatuowanym tuż pod powiekami. Nate odepchnął od siebie ojca, który zatoczył się na szafkę, a sam chłopak pognał do swojego pokoju. Chwycił od dawna spakowany, magicznie powiększony w szkole, plecak ze wszystkim, co miał zamiar zabrać ze sobą do szkoły i.. uciekł. Po prostu uciekł z domu, niezdolny wytrzymać tego wszystkiego choć chwilę dłużej. Wyjście z okna mieszkania znajdującego się na parterze nie należało do najtrudniejszych zadań tej nocy. Dużo gorzej było znaleźć miejsce do spania... i uciszyć wyrzuty sumienia, mówiące mu, że źle robi, zostawiając matkę... z nim. Nie widział jednak innej możliwości. Jego matka była zaślepiona, nie zostawiłaby męża. Ze strony Nate’a natomiast to właśnie pozostanie w miejscu nie wchodziło w grę. Wiedział, że dłużej tak nie wytrzyma. Jedynym, co wyniósł z domu rodzinnego były paskudne wspomnienia, zniszczona psychika i blizny znaczące blade, chude ciało.

Nie miał pojęcia gdzie idzie, po prostu, wyszedł z mieszkania, by nigdy więcej do niego nie wrócić. Przez pewien czas biegł, chcąc jak najszybciej zniknąć z oczu ludzi, którzy zwykli nazywać się jego rodzicami. Przez pierwszych kilka dni było... naprawdę nieprzyjemnie. Jakkolwiek głodować nie musiał, gdyż zdecydował się zwinąć rodzicom trochę grosza, spanie na ławkach w parku nie należało do najprzyjemniejszych. Co gorsza, pieniądze nie mogły starczyć na długo, a akcje gdzie wolontariusze rozdawali ciepłe posiłki potrzebującym nie były organizowane codziennie. Piętnastolatek sam, w wielkim mieście nie miał większych szans... jednak los zdecydował się do niego uśmiechnąć.

Trzeciego dnia pozornie bezcelowej włóczęgi po nowojorskich uliczkach, piętnastoletni Moore natrafił na opuszczony magazyn i, jak się później okazało, squat. Zbiorowisko młodych ludzi, równie w życiu zagubionych co on sam, nie powitało go najmilej. W oczach przerażonego chłopaka, miejsce to rysowało się niczym istna sodoma i gomora. Seks, narkotyki, alkohol, przemoc. A nad tym wszystkim królowała muzyka. Ostra, tworzona przez ludzi wyrzuconych na margines społeczeństwa. Pierwsze dni w nowym otoczeniu nie były dla Nate’a proste. W pewnym sensie czuł się tam jak popychadło, ciągle zaczepiany i szturchany, wyraźnie prowokowany. Starał się powstrzymywać rosnącą złość, tłumić w sobie, by nie wylecieć stamtąd z hukiem. Wiedział, że nie ma się gdzie podziać i że to miejsce jest jego jedyną szansą. Czara goryczy napełniała się z każdym kolejnym docinkiem dotyczącym „słodkiej buźki” albo jego nikłego wzrostu. Aż w końcu... przegięli. W chwili, kiedy powstała wspólnymi siłami zupa wylądowała na Nate’owej głowie, chłopak nie wytrzymał. W głowie nie pozostała ani jedna myśl dotycząca przyszłości – liczyło się tylko odpłacenie się delikwentowi. I odpłacił się, całkiem skutecznie. Złamany nos napastnika i napuchnięta warga, a z drugiej strony porządnie posiniaczony Moore, oddychający ciężko, z rozciętą brwią. Gorąca krew powoli spływała po jego policzku, gdy nagle ciszę w pomieszczeniu przerwały brawa, które rozpoczęła wysoka, ciemnowłosa dziewczyna, by po paru chwilach dołączyła się do niej reszta, wraz z zakrwawionym, wyszczerzonym makabrycznie prowodyrem całego tego zamieszania.
- Zdałeś test, pokurczu. Gratuluję. Nazywam się Sebastian – powiedział z dziwnie radosnym uśmiechem chłopak. Po chwili podeszła do nich ta sama ciemnowłosa dziewczyna, która chwilę wcześniej rozpoczęła oklaski. Zdezorientowany Moore zerkał na jej szeroki uśmiech i uważne, błękitne oczy przyglądające się jego rozciętej skórze.

- Chodź, trzeba coś z tym zrobić - zarządziła od razu, a on, wciąż tkwiący w szoku, pozwolił zaciągnąć się tej może czternastoletniej istocie za sobą, do innego pomieszczenia. Tam dziewczyna, która jak się okazało, nazywała się Vivienne, opatrzyła go i, wspomagając się znajdującymi się obok Sebastianem i jego siostrą, wyjaśniła reguły panujące w squacie.  Choć nijak się na to nie zapowiadało, wydarzenia tego dnia okazały się być początkiem pięknej przyjaźni a ludzie, którzy tam mieszkali, stali się dla Nathaniela rodziną - tą, w której miał wsparcie i jaka stała za nim murem, tak samo, jak on za nimi. Nowojorska banda wprowadziła go w pełen brutalności świat ulicy, nauczyła kogo się wystrzegać, czego unikać i gdzie najłatwiej dostać alkohol. Zrobili też coś jeszcze. Nauczyli Nathaniela co to jest muzyka, pokazali dźwięki, jakich chłopak jeszcze nie słyszał, a jakie pokochał zaraz po pierwszym gitarowym akordzie. Rock. Gatunek, z jakim w przyszłości życie Moore’a miało wiązać się bardzo ściśle.

Po niewczasie zwykły squat, stał się dla młodego gryfona domem, swoistym azylem, miejscem, gdzie mógł być wśród swoich. Marnował czas poznając inną stronę Nowego Jorku, całkiem inny świat, zbierając doświadczenia i ucząc się gry na gitarze na instrumentach kumpli. Niestety, wakacje nie trwały długo i już przy pierwszych dniach sierpnia Nathaniela czekały wyjaśnienia dotyczące nagłego wyjazdu.
- Szkoła z internatem, opłacona z góry, w chwili zapisania. Rozumiecie, nie mogę opuszczać takiej szansy, nauka jest jednak ważna, chcę w przyszłości jakoś ułożyć sobie życie... - tłumaczył nieporadnie. Tłumaczył, a oni rozumieli, ba, nawet na miarę swoich możliwości chcieli dołożyć się do jego wyjazdu... czego on kategorycznie odmówił.

Po roku, w następne wakacje, Nathaniel powrócił do swojego drugiego domu. Nie chcąc dłużej być darmozjadem, szybko znalazł pracę – jako dostawca w pobliskiej pizzerii. Spreparowany dowód osobisty i prawo jazdy na motocykl, wytworzone po pewnej bardzo interesującej lekcji transmutacji, zdały egzamin. Nate zyskał pracę, którą, mimo żalu, że porządna maszyna przy takiej robocie się marnuje, całkiem lubił. Orientując się, że płaca w tym zawodzie nie była tak wysoka, jakby tego chciał, zakręcił się wokół znajomego dorabiającego w warsztacie samochodowym i zaoferował swoją pomoc w tym miejscu. Cieszył się ze swojej samodzielności i możliwości dołożenia się do „domowego budżetu”. Z pieniędzy pozostałych z pierwszej wypłaty, chłopak odkupił od jednego ze znajomych sfatygowaną gitarę elektryczną, którą ma do dziś. Szesnastolatek szybko odkrył, że ma do tego dryg, że gra jest czymś, czego brakowało mu całe życie. A zatem grał. Grał, uczył się, czytał proste tabulatury po nocach i poznawał kolejne akordy. Z pomocą uzdolnionych przyjaciół szybko zaczął łapać o co chodzi, a po paru tygodniach wręcz nie dało się go odciągnąć od instrumentu. Opłaciło się, ponieważ już w chwili, gdy jechał do Hogwartu, szło mu całkiem nieźle. Zważywszy na krótki czas, można nawet powiedzieć, że bardzo dobrze. Niedługo później, za namową Rity Queen, Moore zdecydował się także na treningi wokalne. Próby napisania teksu, skomponowania do niego melodii...
Pierwszą piosenkę napisał dokładnie rok później. A potem szło mu już coraz lepiej.

Powiedzmy jednak coś o Nathanielowej edukacji. Trzeba przyznać, że w Hogwarcie uczył się, wbrew pozorom, nieźle, chociaż jego zachowaniu można było to i owo zarzucić. Próba wystraszenia wilczymi kłami jednego z nauczycieli, wtopa z animagią, albo ekspediowanie groszku w kierunku stołu nauczycielskiego to tylko nieliczne z jego wyskoków. Moore nieraz zalazł za skórę wychowawcom, przez wybuchowy charakter często wdawał się w kłótnie i awantury. Nigdy nie siedział z nosem w książkach, choć wiedzę miał dość imponującą jak na brak wkładu własnego poza pilnym słuchaniem na zajęciach. Moore od zawsze traktował magię jako dar, wyróżnienie, które chciał wykorzystać do cna, skoro było mu dane. Nigdy nie oznaczało to jednak, że ] chciał jakkolwiek wykorzystywać ją służbowo. Nate nie widział siebie w zawodzie związanym z magią. Marzył o pracy w branży muzycznej, o oddaniu się swej pasji w całości. I tak oto na VII roku jego nauki w Hogwarcie powstał zespół muzyczny, którego Nate był gitarzystą i wokalistą. Od tej pory całe szkolne życie Nathaniela kręciło się wokół dźwięków, jakie wydobywały się z jego gardła i gitary. Wokół atramentowych śladów w zeszycie i płyt winylowych w pudle pod łóżkiem otoczonym czterema kolumienkami i osłoniętym przed niepożądanym wzrokiem szkarłatnymi zasłonami.

Niedługo po ukończeniu szkoły, Nate opuścił Nowy Jork, kończąc pewien rozdział w swoim życiu. Próbował odbić się od dna, zająć wreszcie na poważnie swoją pasją. Był pewien, że łatwo nie zapomni o przyjaciołach, których pozostawił w rodzinnym mieście. Że będzie mu tęskno za wspólnymi wypadami, za wygłupianiem się, piciem. Za wszystkim.
Nie było jednak wątpliwości co do tego, że Nath będzie ich odwiedzał od czasu do czasu. Przez tyle lat zastępowali mu rodzinę, byli bliżsi, niż ta prawdziwa, nie można było się więc dziwić, że nie chciał ich zostawić.

Kolejnym, już trzecim, miejscem zamieszkania Moore’a okazało się wygodne mieszkanie w Hogsmeade, znajdujące się na piętrze jednego z budynków przy głównej drodze. Co jasne, całe zostało już dostosowane do gustu Nathaniela. Kilka zaklęć i voila, mamy lokum idealne. Zarówno dla punka, jak i jego kota, Ramone’a któremu Nate dawał tam pełną swobodę.

Co oczywiste, Nate znalazł sobie także pracę. Wymarzoną, w Trzech Miotłach. Jako muzyk. Młody mężczyzna wiązał z tym zawodem wiele nadziei i wierzył, że to otworzy mu furtkę do większych występów a może i sprawi, że zostanie dostrzeżony przez kogoś, kto mógłby pomóc mu w karierze.

Niestety, nawet wymarzona praca nie była gwarantem braku problemów. Po pierwsze, właściciel lokalu płacił słabo i Moore nie był w stanie utrzymać się z samego tylko grania. Po drugie… zdarzyło się sporo fuckupów. Po jednym z nich, Moore nawet trafił do szpitala, ze złamaniem otwartym. Podłoga nie wytrzymała jego ciężaru, glany również nie pomogły w tym przypadku. Zima, koncert na parę dni przed jego urodzinami... i kontuzja. Przez dłuższy czas nie mógł opuścić szpitalnego łoża. Na domiar złego, okazało się, że jego matka była w szpitalu. Mimo, że nie kontaktował się z nią latami, nie mógł zignorować listu od Vivienne. Stan jego matki był ponoć poważny, a jego przyjaciołom nie chciano udzielić żadnych informacji. Tajemnica lekarska.

Już następnego dnia Nathaniel był w Nowym Jorku, przy szpitalnym łóżku matki. Problemy z sercem, napaść i próba gwałtu. Jednak nawet to nie mogło zmącić radości towarzyszącej spotkaniu matki z długo niewidzianym dzieckiem. Łzom Caroline i uśmiechom Nathaniela nie było końca, nie mówiąc już o ciągłym przytulaniu, jakim kobieta chciała raczyć syna. Nate odwiedzał ją dopóki jej nie wypuszczono, przynosił świeże bajgle, owoce... i wszystko zdawało się być tak cudownie proste, mimo gipsu na nodze chłopaka. Rozmawiali o wszystkim, prócz ojca Nate'a. Moore wolał nawet nie wiedzieć, czy wciąż mieszkają razem, jednak nie potrafił zabronić swoim myślom krążenia wokół pytania, ile z siniaków i ran powstało przez napastnika, a ile przez samego Moore'a seniora.

Wszystko było takie normalne, takie... domowe. Jakby nie minęły wcale całe lata. Moore, jednocześnie zmartwiony i uradowany, spędzał całe dnie w szpitalu. I zapewne zostałby w Nowym Jorku dłużej, gdyby nie wydarzenie, które zmusiło go do natychmiastowego powrotu.

Wracał do Azylu po wizycie u Caroline, noga bolała go jak diabli i nie zapowiadało się, by matka w najbliższym czasie wyszła ze szpitala. W złości kopnął jakiś śmietnik, a następnie z niechęcią wszedł w ciemny zaułek, gdzie jak wiedział została napadnięta jego rodzicielka. Nie przeszedł trzech kroków, gdy coś usłyszał... a parę sekund później już czuł na szyi ostrze noża i chrapliwy oddech owiewający ucho. Muzyk uśmiechnął się niebezpiecznie.

„To naprawdę ty, skurwysynu? Mam takie szczęście?” pytał sam siebie w myślach, by w kilka sekund oswobodzić się za pomocą łatwego zaklęcia. Nie powstrzymał się, widząc twarz tego pełzającego śmiecia, odsuwającego się z przerażeniem. Rozszerzone oczy mugola wpatrywały się różdżkę Moore'a, która przed chwilą odepchnęła napastnika, rozświetlając przy tym zaułek czerwonawym blaskiem. Nathaniel, jedynie ciemny cień na tle światła gwiazd, skoczył, w locie przemieniając się w wilka. Ból nogi, i przeskakującej kości, tylko bardziej go rozsierdził. Nie wytrzymał. Rozszarpał nieszczęśnika, a potem uciekł, gdy zdał sobie sprawę z tego, co zrobił, z odrazą ocierając usta z krwi. Po dziś dzień nie potrafi sobie tego wybaczyć, mimo, że pozornie wrócił do normalnego życia. Żył ze świadomością, że zabił. Zabił człowieka.

Osobą zasługującą na osobny rozdział w historii życia Nathaniela jest Matthew Avery, ślizgon poznany przez Nate'a na VII roku nauki w Hogwarcie. Nie przebierając w określeniach, znajomość chłopcy rozpoczęli nad wyraz wesoło – bo torturami, o których pamięć została wymazana ze wspomnień czarodzieja. Kolejne spotkanie młodych mężczyzn nastąpiło zaledwie kilka dni później, również obfitując w wydarzenia. Walka na śmierć i życie ze stworzeniem z zakazanego lasu, późniejsza uczta, a także skok prosto w przepaść – ten wieczór wyraźnie zapisał się w pamięci Nathaniela, tym bardziej, że zwieńczeniem okazało się być przyznanie się Matta do tego, co zrobił. Po gorącej dyskusji, jaka odbyła się jakiś czas później, Matthew zdecydował się zaprosić do siebie Nathaniela na wakacje, na co ten po dłuższych przemyśleniach przystał. Muzyce, Ognistej, śmiechowi, żartom i wygłupom nie było końca – do czasu. Sielankowy nastrój spotkania skończył się w chwili, gdy Avery zdecydował się pokazać Moore’owi swoją łazienkę, przypominającą tamtego dnia istne miejsce kaźni. Makabryczny taniec z martwą kobietą, wanna pełna krwi, a w efekcie Moore, początkowo zafascynowany, niedługo później już przerażony i zmagający się z buntującym się żołądkiem. Duszenie, atak paniki, przekonywanie, że nie wszyscy na świecie są zapatrzonymi w siebie dupkami. Postanowienie, że nie pozwoli temu dziwnemu, skrzywdzonemu człowiekowi pogrążyć się w szaleństwie. A potem noc, spędzona wspólnie, w całości poświęcona na regenerację sił po tym nad wyraz dziwnym dniu. Kolejne dnie spędzone u Matta upłynęły im spokojnie. Powróciwszy do Nowego Jorku wraz z podarowanym Nathanielowi  przez ślizgona zaczarowanym motocyklem, Moore odkrył znajdujące się w schowku pieniądze, które, jak głosiła karteczka, Nate miał przeznaczyć na zakup mieszkania w Hogsmeade. Kartka głosiła również, by Moore odpłacił się Avery'emu w naturze... czemu zresztą stało się zadość, ku uciesze obydwu stron.

Kolejne spotkanie obydwu młodych mężczyzn nastąpiło we wrześniu i było dość niespodziewane. Odludne miejsce, „trochę” tortur i towarzystwo samego Czarnego Pana. Matthew wyszedł z tego spotkania z mrocznym znakiem na przedramieniu, Nate natomiast z ciałem pokrytym cięciami skalpela i zszarganą psychiką. Po tej ciężkiej nocy, Nathaniel został przetransportowany do Dworu Averych, gdzie Matt najpierw wyleczył jego rany, pozostawiwszy jedynie skrzydła feniksa na plecach, a później pozostawił byłego gryfona pod opieką skrzatów domowych. Metodą kija i marchewki Nathaniel nie tylko przezwyciężył paraliżujący lęk przed osobą ślizgona, ale również powoli zaczął się do niego przywiązywać, by kilka miesięcy później zdać sobie sprawę, że kocha Matthew Avery’ego – a przynajmniej tak mu się wydawało.

Następny etap w znajomości młodych mężczyzn był dość dziwny. Żyli od weekendu do weekendu (a przynajmniej tak czuł się Moore), spędzali wspólnie wieczór, noc, a później Matthew znikał nad ranem, zanim jeszcze Nate się obudził, co za każdym razem budziło rozczarowanie młodego muzyka. Żyli, oddychali swoim towarzystwem, uzależniali się od siebie nawzajem coraz mocniej, choć pewnie żaden z nich by się do tego nie przyznał. Ich spotkania były intensywne, brutalne i pełne pożądania. To nie była dobra znajomość ani tym bardziej miłość. To była chora obsesja. Obsesja tak silna, że popchnęła Nathaniela na dno – do czynów, których się po sobie nie spodziewał i którymi się brzydził. Napruty, naćpany, kretyńsko zazdrosny Moore pobił i zgwałcił Matthew, gdy podczas imprezy u Nathaniela zostały im odebrane różdżki i zamknęli się sami w sypialni muzyka, by tam „spokojnie” rozwiązać konflikt. Wydarzenie to pchnęło Moore’a do ostateczności – mężczyzna, nie będąc w stanie żyć ze swoją winą, próbował strzelić sobie w łeb, twierdząc, że jest zagrożeniem dla otoczenia.

Ciężko stwierdzić, czy kolejne wydarzenia były wolą boską czy perfidnym żartem losu. Gdy Avery opuścił szpital, czuł niepokój i wciąż niegasnącą potrzebę kontroli nad młodym muzykiem. Uzbrojony w różdżkę zdecydował się odwiedzić dom Moore’a… tylko po to, by w ostatniej chwili powstrzymać zaklęciem pocisk, który miał przerobić mózg Nathaniela na papkę. Tej nocy Moore wyznał Avery’emu swoje uczucia a młody ślizgon zdecydował się je zaakceptować.

Kilka miesięcy później nadeszły Święta Bożego Narodzenia, które mężczyźni zdecydowali się spędzić razem, na wyjeździe do przyjaciół Natha, do Nowego Jorku. Pierwszej nocy spędzonej w Azylu na klatce piersiowej Nathaniela zagościł nowy tatuaż – zaczarowany napis wykonany przez Matta „Be silently drawn...”.
Kolejnych kilka lat upłynęło podobnie, rytmem, który inni uznaliby za szalony, a jaki dla Nathaniela stał się przyjemną codziennością. Wszystko toczyło się tymi schematami co kiedyś, jednak przeciwstawne charaktery młodzieńców nie pozwalały na nudę. Moore sądził, że wszystko jest w porządku, ba, że lepiej być może... aż któregoś dnia Matthew zniknął. Bez słowa, bez wieści. Po prostu rozpłynął się w powietrzu, jak gdyby nigdy go nie było. Nath przez dobrych kilka miesięcy nie potrafił dojść do siebie, zamartwiał się, pisał sowy, na które nigdy nie dostał odpowiedzi. Przez ten dziwny czas Moore przeszedł nawet przez swego rodzaju wewnętrzną żałobę, w końcu demonstrowanie swojego smutku i żalu byłoby co najmniej głupim posunięciem, nie tylko w tym zawodzie, ale także w relacji, jaka łączyła śmierciożercę z niedoszłym członkiem Zakonu Feniksa.

Pewnego letniego wieczora okazało się jednak, że Avery żyje a jego nagłe zniknięcie było jedynie wypełnianiem rozkazów Czarnego Pana. Relacja mężczyzn odżyła, wrócili do starego trybu, gdzie Matt starał się dusić, przytłaczać Moore’a swoją obecnością, a brunet jak na złość nadal nie chciał tonąć. Przeciwnie, Nate wciąż wracał po więcej i nadal utrzymywał, że kocha Avery’ego.

Nagrodę za swoje oddanie otrzymał pod koniec 1974 roku – podniosły się głosy w śmierciożerczym gronie i Avery musiał ugruntować swoją pozycję. Niedowierzanie mieszało się z pogardą – i to mogło ich zgubić – Matthew jako zdrajcę a Moore’a jako nową zabawkę popleczników Czarnego Pana. By zakończyć spekulacje, dziedzic Averych postanowił wydać wystawną kolację, podczas której pochwalił się swoim ulubionym zwierzątkiem – posadzonym u jego stóp ciemnowłosym muzykiem w obroży i na złotym łańcuchu, który na jego polecenie zabawiał zebranych animagiczną formą, muzyką czy… pokracznym tańcem na szkle rozbitej przez Marcusa Lestrange’a butelki. Publiczne upokorzenie i ból fizyczny nie były jednak tak złe dla Nathaniela, jak niezdrowe zainteresowanie, jakim Matthew darzył poznaną tego dnia Katerinę Dołohow. Wiedźmę, która niedługo później została jego żoną.

Gestem łaski stary Lestrange postanowił podrzucić rozbitemu brunetowi butelkę whisky, którą ten z ulgą opróżnił i niedługo później został przez Matthew odesłany do swojej sypialni. Tam leżał bezsilnie kilka godzin, łkając i pozwalając oddać się najpaskudniejszym z myśli. W końcu usnął, zwinięty w pozycji embrionalnej, słaby i po raz kolejny łamany. Dowód jego oddania został sprzedany za wąską kibić i podkreślone gorsetem cycki.

Avery wrócił nad ranem, by przygody poprzedniego wieczora odespać w bezpiecznym towarzystwie swojego wiernego kundla. Wkrótce też podzielił się z nim swoimi planami matrymonialnymi dotyczącymi blond Rosjanki, od których Moore z całych sił próbował go odwieść - bezskutecznie.

Z czasem, Nate zdał sobie sprawę, że mimo że brakowało mu obycia, klasy, zdolności rodzenia dzieci i czystej krwi, w jednym Katerina nie mogła się z nim równać. Moore znał Matthew. Był w stanie z nim żartować, milczeć, rozmawiać o życiu i jednym gestem uspokajać lub doprowadzać do szału. Gdy na charytatywnej imprezie karnawałowej okazało się, że przypadkiem wybrali korespondujące ze sobą kostiumy, Matthew praktycznie nie opuszczał towarzystwa szlamowatego muzyka, mimo że narzeczona również pojawiła się na tej imprezie. Następnego dnia nadeszły 22 urodziny Nathaniela, na które dostał dość nieoczywisty prezent – kamienicę w ścisłym sercu Londynu, w której mieszka do dzisiaj i w której mieści się jego prywatne studio nagraniowe.  

Wiedząc, że nie jest w stanie przekonać Matthew, że źle robi, Moore parę miesięcy później grzecznie pojawił się na weselu Matta… tylko po to, by niedługo po zaślubinach zacząć regularnie pomagać mu znosić humorki ciężarnej pani Avery. Niestety, para nigdy nie doczekała się dziecka. Zaledwie na parę miesięcy przed porodem, Katerina została brutalnie zamordowana. W ciągu kilku dni Matthew po raz kolejny stracił całą swoją rodzinę – najpierw żonę, a po kilku dniach syna, którego długo próbowano uratować. Avery załamał się i odrzucił od siebie wszystkich, dając tym samym Nathanielowi szansę, by raz na zawsze odzyskał kontrolę nad swoim życiem. Animag odrzucił ją.

Ścigany przez demony przeszłości i kolejne nieszczęścia zwalające się na jego biedną blond głowę, Matthew Avery próbował się zabić. Zostawił po sobie jednak notkę, która rozpoczęła dla bruneta szaleńczy wyścig z czasem. Zdążył – znalazł Matta w wannie, z silnie krwawiącymi rozcięciami na nadgarstkach i cudem przetransportował go do szpitala magicznego w Nowym Jorku. Minęło kilka miesięcy, podczas których Avery na pozór wrócił do swojej chłodnej, złośliwej normalności. A potem… zniknął. Bez ostrzeżenia, bez żadnego słowa.

Nie sposób zliczyć listów, które Moore napisał i wysłał w pierwszych tygodniach zniknięcia Matthew. Na domiar złego, wkrótce tragedia wojny dosięgnęła również Nathaniela – czytając swoim zwyczajem Proroka Codziennego, muzyk natrafił na rubrykę donoszącą o najnowszych ofiarach śmierciożerczego napadu. Na liście nieznośnie tkwiły dwa nazwiska najbliższych przyjaciół chłopaka – Rity Queen i Arthura Blackmore’a.

Jedynym, do czego muzyk zmusił się tego dnia, była teleportacja pod drzwi przyjaciela, by z niewielkiej kawalerki na przedmieściach Londynu uwolnić ulubieńca Arthura – czarnego kocura imieniem Książę.

Nathaniel zaopiekował się zwierzakiem, jednak na tym kończyły się jakiekolwiek zapasy odpowiedzialności, które jeszcze miał w sobie. Przez kolejnych kilka miesięcy praktycznie nie ruszał się z mieszkania, pogrążony w rozpaczy, samotności i rosnącym szaleństwie. Autodestrukcyjne tendencje bruneta rosły z każdą pochłoniętą butelką alkoholu – to objawiając się ćpaniem z nieznajomymi typami spod ciemnej gwiazdy w jednej ze spelun na Nokturnie, to ścigając się w środku nocy na motocyklu samym centrum Pokątnej, tylko po to, by poczuć cokolwiek, co nie było cholernym bólem. Dziś nie byłby w stanie powiedzieć, ile litrów alkoholu przeszło wtedy przez jego usta, ile razy dostał w mordę i ile występów spierdolił, praktycznie staczając się ze sceny i obrzygując publiczności buty. Został sam – wojna zabrała mu wszystkich. Miłość, przyjaciół, sens.

Zmiana przyszła po dwóch miesiącach, które zmieniły go w zupełny wrak człowieka. Gdy udał się do jednego z pubów, by tam topić smutki w kolejnej butelce, nie spodziewał się, że będzie miał towarzystwo. Nie zdążył nawet dokończyć pierwszej szklaneczki alkoholu, gdy z radosnym uśmiechem dosiadła się do niego drobna blond istota. Minęło kilka sekund, nim do jego zamroczonego alkoholem umysłu dotarło, z kim miał do czynienia. Crystal Jankowski, młodsza o dwa lata gryfonka, z którą w latach szkolnych prowadzili absurdalny spór o towarzyszące ich relacji plotki. Mimo, że nie znali się praktycznie w ogóle, przyjaciele Cry ubzdurali sobie, że ta podkochiwała się w Nathanielu i nie szczędzili żadnej okazji, by z tego domniemanego zauroczenia się nabijać. Wyglądało jednak na to, że kobieta zapomniała o konfliktach przeszłości i autentycznie ucieszyła się na widok dawnego kolegi, zmuszając muzyka do choć odrobiny socjalnych interakcji.

Ich spotkanie z chwili na chwilę nabierało rumieńców. Okazało się, że swobodne zachowanie Cry dość szybko udzieliło się Nate’owi a jej poczucie humoru chociaż na chwilę rozproszyło ciemne chmury nad jego głową. Rozmawiali, żartowali i wspominali stare czasy, popijając jednego drinka za drugim. Ostatecznie wylądowali na stole, tańcząc tam i śpiewając, dopóki właściciel lokalu nie zdecydował się ich stamtąd wyrzucić. W tym momencie zmaltretowany żołądek Nathaniela postanowił się zbuntować i okrasić swoją zawartością frontową ścianę przybytku. Młoda Brytyjka, widząc jego stan, postanowiła doholować go do swojego mieszkania, przenocować a kolejnego dnia uraczyć śniadaniem.
Choć Moore miał ogromne problemy z zaakceptowaniem jej życzliwości i czuł się jak ostatni dupek, ostatecznie zgodził się towarzyszyć kobiecie w posiłku. Wtedy też okazało się, że nie tylko pod wpływem byli w stanie się doskonale dogadać.

Crystal wyciągnęła Moore’a z największego dołka, w jakim znalazł się w całym swoim życiu. Z początku traktował ją jedynie jak przyjaciółkę i wciąż nie ustawał w próbach kontaktu z Matthew, żywiąc jeszcze resztki nadziei, że ten może wciąż żyć. Z każdym uśmiechem Cry, z każdym żartem, spojrzeniem czy niewinnym pocałunkiem w policzek Moore czuł, że wpada coraz głębiej. W pewnym momencie nawet spróbował zerwać kontakt, przerażony tym, co zaczynało się między nimi formować. Sądził, że był wierny, że minęło zbyt mało czasu, że Matthew był jego jedynym obiektem uczuć. Rodzące się uczucie do Crystal było zgubne – mogło skrzywdzić ich oboje i wydawało mu się po prostu złe, mimo całej swojej niewinności. Nie mógł sobie na nie pozwolić i nie chciał tego robić – każde spojrzenie, uciekające na jej odsłonięty lekko dekolt, każdy uśmiech, który wywoływała u niego swoimi żartami – wszystko to wywoływało w nim potworne poczucie winy.

Nie udało się. Nie umiał z nią być ani nie potrafił jej skrzywdzić, znikając nagle z jej życia bez słowa. Po tygodniu izolacji odezwał się do niej po raz kolejny, wymawiając się chorobą. Relacja trwała, rosła w siłę i łączyła ich coraz mocniej. Moore żył w przekonaniu, że nie wolno mu budować z nią szczęścia aż do roku 1979.

Po wspólnie wyprawionych 26 urodzinach muzyka, Nathaniel zaproponował blondynce, by została na noc. Alkohol zrobił swoje – tłumione przez tak długi czas uczucia wzięły górę nad rozumem. Nieśmiałe pocałunki dość szybko przerodziły się w niecierpliwe szarpanie ubrań i pospieszne kroki w kierunku sypialni. Nie mieli głowy ani do zaklęć, ani do bardziej tradycyjnych sposobów zapobiegania ciąży. Obudził się sam. Kobieta nie zostawiła listu ani nie odezwała się do niego w nadchodzących dniach. Jedynym dowodem jej obecności był ulotny zapach perfum, który zostawiła na poduszce.

Przez ponad miesiąc Nathaniel próbował skontaktować się z przyjaciółką - słał do niej sowy, wystawał pod jej domem i kontaktował się z jej przyjaciółmi. Bezskutecznie. Pewnego piątkowego wieczora wysłała do niego list, w którym prosiła o spotkanie następnego dnia. Nazajutrz, Nathaniel usłyszał niecierpliwe pukanie w szybę, a kiedy podszedł do okna, jego oczom ukazała się znajoma, brązowa sowa. Tantra jak gdyby nigdy nic siedziała na parapecie, z poważnie wyglądającym pismem przywiązanym do nóżki.

Z duszą na ramieniu, Moore przystąpił do niezbyt delikatnego rozpakowywania listu. Misterna kaligrafia głosiła, że nie dalej niż dwa miesiące później odbędzie się uroczystość zaślubin Matthew Avery'ego i Elisabeth Greengrass.

Moore wpatrywał się przez parę chwil w świstek, nie potrafiąc przetrawić tej zmieniającej wszystko informacji.
- Ty pierdolony skurwysynie... - wydusił z siebie w końcu, i rzucił papier na wewnętrzny parapet, tuż obok otrzymanego poprzedniego wieczora listu od Crystal.

Nie zastanawiając się specjalnie nad swoim niezbyt wyjściowym strojem, składającym się z dresowych spodni i powyciąganej koszulki, ani nad niezbyt porządną fryzurą, Moore teleportował się na granice posesji Matthew, by w ciągu kolejnych kilkunastu minut już niezbyt delikatnie dobijać się do jego drzwi.

- Mogłem się domyślić, że takie pieprzone kanalie jak ty nie dadzą się tak łatwo skasować - zauważył zmienionym nieco głosem, gdy w końcu zobaczył znajomą twarz. Kilka sekund później Moore już dusił Matta w swoim uścisku, warcząc mu do ucha, że następnym razem to on go zamorduje. Nagłe uczucie ulgi sprawiło, że oczy bruneta zaszkliły się - na całe szczęście jednak Avery nie był w stanie tego zobaczyć przez pozycję, w jakiej się znajdowali.
- Jesteś cholerną kurwą, Avery - skwitował w końcu, wypuszczając mężczyznę i dając mu chwilę by odetchnąć.

Jak łatwo się domyśleć, towarzystwo Avery'ego od razu dodało życiu Moore'a odrobiny rumieńców. W tym wypadku - w dosyć nieoczekiwany sposób. Matthew był bowiem osobą, która poinformowała nieokrzesanego muzyka o ciąży panny Jankowski. Choć w pierwszej chwili Nathaniel nie był do końca w stanie w to uwierzyć, ani tym bardziej zrozumieć, jakim cudem Avery tak szybko dowiedział się o tym stanie rzeczy, Moore ani przez chwilę nie pomyślał o usunięciu dziecka. Panika związana z zupełnie nieoczekiwanym założeniem rodziny łączyła się z jeszcze większym strachem, że Matthew mówił mu o tym tylko po to, by po paru godzinach okrutnie ukarać jego niesubordynację i zabrać mu to, na co w końcu się skusił po latach walki z samym sobą.

Tak się jednak nie stało. Jakimś cudem Avery zaakceptował nagłą niezależność swojej zabawki, a nawet osobiście nadzorował ucieczkę Moore'a i jego partnerki do Nowego Jorku. Na miejscu kupił im duże, wygodne mieszkanie i gwarantował Crystal opiekę lekarską przez cały czas trwania ciąży. Nathaniel zdecydował się wyznać Cry prawdę o swoim życiu - że jako dziecko uciekł z domu, o patologiach ojca i o relacji z Matthew. Chciał być fair w stosunku do kobiety, którą kochał i którą planował poprosić o rękę. Choć przyswojenie tych wszystkich rewelacji nie było proste, panna Jankowski poradziła sobie z tymi wiadomościami i zdecydowała się przyjąć Moore'a.

Para wzięła ślub w czerwcu 1979 roku w niewielkim kościółku w magicznej dzielnicy Nowego Jorku. W listopadzie na świat przyszedł ich pierworodny syn a to dość sztucznie stworzone małżeństwo zaczęło przeżywać swój pierwszy kryzys. Żadne z nich nie było gotowe na rodzicielstwo, co prowadziło do ciągłych napięć i kłótni między nimi. Oddalali się od siebie coraz bardziej, nie mogąc nawet pozwolić sobie na odrobinę małżeńskiej bliskości przez poporodowy stan Cry. Punktem kulminacyjnym tego małego dramatu było nakrycie Nathaniela przez Crystal, gdy z pełnym zaangażowaniem oddawał się namiętnym pocałunkom i rozbieraniu swojego najlepszego przyjaciela, Matthew Avery'ego.

Trwające mniej niż rok małżeństwo zawisło na włosku. Groźba Cry, że odejdzie i miesiące spędzone na spaniu na kanapie, dały Moore'owi do myślenia. Nie chciał tracić rodziny, którą dopiero co założył. Nie chciał krzywdzić kobiety, którą kochał. Nie chciał skazywać syna na życie w rozbitej rodzinie.

Chcąc odzyskać zaufanie Cry, Nate zacisnął zęby i zawiesił działalność zespołu na pół roku. W tym czasie z całych sił starał się pomagać jej we wszelkich obowiązkach związanych z dzieckiem, zapewniał ją o szczerości swoich uczuć i przepraszał, za wszystkie swoje słabości i za swoją głupotę. W końcu się udało. Wybaczyła, a ich relacja stała się jeszcze bardziej zażyła, niż przed tym kryzysem.

W 1983 roku para postanowiła wrócić do Zjednoczonego Królestwa - groźba wojny odeszła w zapomnienie a Crystal powoli zaczynała tęsknić za swoją ojczyzną i pozostawionymi tam znajomymi. Wtedy też Moore zyskał nowy zapał i nowe pomysły w tworzeniu muzyki, co zaowocowało wydaniem trzeciej płyty zespołu pod koniec 1983 roku. Na rynku muzycznym pogrążonym w tanim disco, świeży, rockowy materiał był strzałem w dziesiątkę a zespół Nathaniela zdobył rozgłos w magicznych Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Dwa lata później Nath i Crystal doczekali się narodzin córki. Jako 32letni mężczyzna, Nate był już o wiele lepiej przygotowany do opieki nad drugim szkrabem. Zresztą, jak mógłby nie być, gdy do tej pory regularnie opiekował się trójką małych czarodziejów?

W kilka miesięcy po narodzinach Mike'a, na świat przyszły bliźniaki Elisabeth i Matta, natomiast w rok po narodzinach Ivy, państwo Moore doczekali narodzin kolejnych dwóch pociech - obdarzonych darem metamorfomagii małych diabłów. Dzieci spędzały razem bardzo dużo czasu, to zostając na parę dni w rezydencji Averych, to na parę dni w Nowym Jorku, pod opieką Crystal i Nathaniela. W pewnym momencie zażyłość między rodzinami stała się tak duża, że starsze pokolenie zaczęło traktować wszystkie maluchy praktycznie tak, jakby były własne. A gdy okazało się, że latorośle Matthew, w przeciwieństwie do jego własnych, wprost rwały się do bogatego instrumentarium Moore'a, mężczyzna nie mógł odpuścić takiej okazji i nauczył dzieciaki robić taki hałas, jakiego Avery do dziś nie jest w stanie mu wybaczyć.

Dzięki spędzaniu tak dużo czasu w dwóch skrajnie od siebie różnych systemach, młode pokolenie Averych i Moore'ów było w równym stopniu przyzwyczajone do mugolskiego stylu życia i technologii, jak i do tradycyjnego, czarodziejskiego domu.

Pod koniec roku szkolnego 1996/1997 świat czarodziejski zmierzył się z tragedią - Albus Dumbledore został zamordowany. Ustalenia nie trwały długo, już w kilka tygodni rodzina Moore powróciła do Nowego Jorku, biorąc ze sobą nie tylko swoje dzieci, ale również wszystkie pociechy Matthew. Najstarsza czwórka dokończyła swoją edukację w Ilvermorny, gdzie rozpoczęła naukę animagii. Jak łatwo się domyślić, Moore odrobinę mieszał w tej nauce.

W połowie 2000 roku wrócili do Londynu, pozwalając dzieciom pójść na studia, a najmłodszym Ivy, Jamesowi i Danielle dokończyć edukację już w Hogwarcie.



WIZERUNEK:
Billie Joe Armstrong

WZROST:
170 cm

WAGA:
65 kg

SYLWETKA:
Szczupły, dość wysportowany

KOLOR OCZU:
Zielone

KOLOR WŁOSÓW:
Czarne

ZNAKI SZCZEGÓLNE:
★ Liczne tatuaże, w tym magiczne;
★ Piercing;
★ Skaryfikacja w kształcie skrzydeł feniksa ciągnąca się przez całe plecy.

OGÓLNY OPIS WYGLĄDU:

Mimo wielu zmian, jakie zachodziły w wyglądzie Nathaniela na przestrzeni lat, niektóre z cech jego wyglądu już do końca pozostaną niezmienne. Zalicza się do nich, między innymi, niski wzrost muzyka. Mierzy on zaledwie 5 stóp i 7 cali (170 cm), co bywa nieco krępujące, nie mówiąc już o tym, że całkiem nieadekwatne do jego buntowniczego charakteru. Sylwetka jednak o wiele bardziej pasuje do jego gwałtownego i nieposkromionego usposobienia. Jest przyjemnie szczupły, a pod skórą lekko rysują się mięśnie – zasługa regularnych biegów, nie tylko w ludzkiej postaci, i zdrowego odżywiania, o które od kilku dobrych lat dba jego żona.

Znacznie spokojniejszy i zdrowszy tryb życia, który wiedzie już od dłuższego czasu, odbił się pozytywnie na jego ogólnym wyglądzie – znane z młodości ziemista cera, pulchna, krągła twarz i wieczne wory pod oczami zniknęły bezpowrotnie. Moore nie przypomina już bezdomnego brudasa, którym w pewnym sensie kiedyś po prostu był, i jak na swój wiek trzyma się bardzo dobrze. Nie szaleje też już tak z kolorami włosów, jak robił to w czasach młodości. Biel? Blond? Czerwień? Zieleń? Granat? Tak, to wszystko przez pewien czas gościło na głowie punka, zupełnie nieprzejętego komentarzami, że wygląda jak metamorfomag, który nie radzi sobie ze swoimi zdolnościami.

Inne rzeczy jednak nigdy się nie zmieniają. Jasnozielone oczy animaga błyszczą tym samym rozbawionym, psotnym blaskiem co kiedyś, czasem goszcząc również na tęczówkach delikatne, złote plamy wilczego temperamentu. Usta wciąż często rozciągają się w szczerym uśmiechu, tak dla niego charakterystycznym. Czarne, niezbyt krótkie włosy odstają na wszelkie strony, odgarniane tylko od czasu do czasu z czoła charakterystycznym gestem. Dzisiaj Moore nieco częściej niż za młodu decyduje się na zostawienie ich w naturalnej, uroczo kręconej postaci, którą przekazał obydwu pociechom.

Czego nie udało mu się zaszczepić w dzieciach, to zamiłowanie do tatuaży. W ciągu blisko pięćdziesięciu lat życia, Moore dorobił się ich całkiem sporo – nieważne czy wykonywanie tatuażu w danym miejscu bolało jak diabli czy nie. Przez lata regularnych wizyt w licznych salonach tatuażu skóra Nate’a stała się żywym dziełem sztuki, prezentującym to co kochał, co go inspirowało, w co wierzył, albo co zwyczajnie mu się podobało. Szczere, magiczne „Be silently drawn” wykonane przez Matthew Avery’ego nieco pod jego obojczykiem, swego rodzaju „rękawki” stworzone z tatuaży na przedramionach. Dwa napisy „punx”, jeden na dłoni, drugi u dołu brzucha, czaszka i skrzyżowane piszczele, a z tym połączone serce na serdecznym palcu. Gwiazdki, bokser, butelka trucizny, samochód, różowy królik... długo można by wymieniać wszystkie wzory zdobiące Nathanielowe ciało. Najoryginalniejszym wzorem są jednak piękne skrzydła feniksa, jak gdyby wyrastające z jego pleców i ciągnące się aż po czubki palców, splatające się i łączące z istniejącymi już tatuażami. Blizny. Skaryfikacja. Pamiątka po krwawym pokazie Matthew Avery’ego, jaki śmierciożerca urządził dla Lorda.

Ciało Moore’a niewątpliwie stanowi idealny przykład dla jego masochistycznych skłonności, ponieważ poza tatuażami, mężczyzna może pochwalić się również sporą kolekcją różnych... dziurek. Piercing, charakterystyczny dla kultury, w jakiej muzyk żył wiele lat, niegdyś malowniczo komponował się z farbowanymi włosami i nieprzytomnym spojrzeniem. Teraz jednak po kolczykach w nosie, brwi i uszach pozostało jedynie wspomnienie – ostatni kolczyk został w lewym uchu, symboliczny, możliwe, że pozostawiony przez wzgląd na dawne czasy.

Z tak zwanych „dawnych czasów” pozostała także garderoba punka. Trampki, creepersy, glany, koszulki z zespołami, kolorowe, dopasowane spodnie, skórzana kurtka, pieszczochy, pasek z ćwiekami... a większość z tych rzeczy wypatrzona w second handach i pamiętająca jeszcze lata 70 poprzedniego wieku, jako sposób Moore’a na oszczędzenie pieniędzy na coś mniej przyziemnego niż ubrania.  




Ostatnio zmieniony przez Nathaniel Moore dnia Pon Mar 23, 2020 7:02 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Go down
Nathaniel Moore
Nathaniel Moore



Nathaniel Moore Empty
PisanieTemat: Re: Nathaniel Moore   Nathaniel Moore EmptyPią Mar 20, 2020 12:46 am



Nathaniel Moore

Poziom wiedzy


WIEDZA OGÓLNA

Moore, mimo mugolskiego pochodzenia, jest dość silnym magiczne czarodziejem, jednak nie zawsze potrafi przełożyć naturalne zdolności na faktyczne użycie zaklęć. W chwilach silnych emocji zdarzają mu się wpadki z niekontrolowaną magią – pękają szyby, wysiada elektryczność, zmienia się ciśnienie i szaleje temperatura. Mężczyzna najlepiej radzi sobie z czarami artystycznymi – zarówno związanymi z muzyką, jak i tymi bardziej przestrzennymi. Rzucając zaklęcia transmutacyjne jest w stanie tworzyć przedmioty wysokiej jakości, misternie zdobione i o skomplikowanych kształtach i właściwościach.

Mimo otrzymania PO na egzaminie z Eliksirów po zakończeniu szkoły, bałby się wypić cokolwiek własnej produkcji – podobnie nikogo by tym nie częstował. Eliksir, za który dostał tę zaskakującą ocenę, był ostatnią miksturą uwarzoną przez niego w życiu.

POJEDYNKI

Nathaniel posiada pewne umiejętności w zakresie pojedynkowania się, do których zmusiły go czasy, w których dorastał. W czasie wojny kilkukrotnie zdarzyło mu się walczyć z wysłannikami Czarnego Pana aby ratować dupę znajomym z Zakonu Feniksa. Sam jednak nigdy nie przystąpił do tej organizacji. Od starć magicznych zwyczajnie woli dać komuś w mordę. Choć nie jest specjalnie wysoki, jest dosyć silny i wysportowany – regularnie biega, gra w koszykówkę i czasami nawet pojawia się na siłowni.

ZNAJOMOŚĆ ŚWIATA MUGOLSKIEGO

Mimo upływu lat, wciąż w pełni nie odciął się od mugolskich znajomości i świata niemagicznego. Stara się być na bieżąco ze wszelkimi nowinkami technicznymi, kulturowymi i politycznymi. Dzięki temu nadal jest w stanie idealnie wmieszać się w niemagiczne środowisko.

Ma prawo jazdy kategorii A i B, radzi sobie też z podstawowymi naprawami swojego sprzętu.

ANIMAGIA - CZARNY WILK

Moore już jako młody chłopak stronił od uczenia się tego, co go nie interesowało. Mógł słuchać, jednak w tym momencie jego wiedza ograniczała się na rzeczach zapamiętanych z wykładu. Runy, Historia Magii, Zielarstwo czy matematyka w mugolskiej szkole – wszystkie te dziedziny jakoś wpadały jednym uchem a wypadały drugim. Inaczej było jednak z transmutacją – Moore lubił ją od pierwszej lekcji. A kiedy dowiedział się o animagii.... Cóż. Czarodziej był w siódmym niebie. Znaczy... Jasne, zawsze wiedział, że da się zmienić własną formę. W końcu jaka by to była zabawa, gdyby dało się przemienić szczura w złoty kielich, a siebie samego już w nic? Nathaniel miał piętnaście lat, kiedy jego kroki skierowały się do biblioteki, ku grubym tomiszczom poświęconym tej dziedzinie magii.

Nate nie był częstym gościem biblioteki. Nie miał czasu na czytanie, wobec czego jego wizyta w tym miejscu, a także opuszczenie go z naręczem ciężkich książek, poważnie zaskoczyło bibliotekarkę.
-  Zadanie domowe? - dopytywała niemalże współczującym tonem bibliotekarka, obserwując zawalonego tomiszczami gryfona.
- Nie, praca własna - odrzekł z szelmowskim uśmiechem Moore i... tyle było go widać. Chłopak nie zdziwiłby się, gdyby kobieta tkwiła potem jeszcze parę godzin w poważnym szoku, jednak... cóż. Musiał to przeczytać. Chociaż kilka rozdziałów...

Skończyło się na nieprzespanej nocy, przyświecaniu sobie Lumosem i pochłonięciu połowy książki w jeden dzień.

Entuzjazm Moore’a nie opadał z kolejnymi dniami, wręcz przeciwnie, chłopak jedynie nakręcał się dalej, każdą próbą, treningiem... a zirytowany porażkami, pragnął czym prędzej przemienić je w sukcesy. Opłaciło się. Najpierw na oczach pojawiały się złote plamki, czego chłopak początkowo nawet nie zauważał. Potem? Potem uszy, ogon... najzabawniej było, gdy Nathanielowi wyrosły wilcze zęby, na szczęście choć częściowo dopasowane do szczęki, a on, niczego nieświadom, uśmiechnął się niewinnie do przyjaciółki, która przypatrywała się jego próbom.

Kolejnych kilka miesięcy nauki później, nie było już wątpliwości, w jakie zwierzę przemieni się Moore. Był tylko pewien problem – chłopak nie miał pojęcia, jak przemienić się... w całości. Za każdym razem transmutacja była niepełna. Głowa, łapy, samotny ogon, czy zęby i złote oczy. Nigdy całość.
Aż w końcu, po ponad roku regularnych treningów, nadszedł ten dzień. Udało się. Nate posiadł umiejętność przemieniania się w dużego jak wilkor, czarnego, złotookiego wilka. Wiedział dobrze, dlaczego wyglądał właśnie tak. Pamiętał psa, którego jako może siedmioletni dzieciak dokarmiał... a którego potem zabił jego ojciec. Czarny kundel. Duży. Jednak wiedział dobrze, że nie tylko to zdeterminowało efekt jego przemian. Od zawsze interesowały go dzikie zwierzęta. Ich siła, instynkty. To, że nieraz wygrywały w starciach z ludźmi, mimo, że ci mieli broń. Technologię. Był wyjątkowo ciekaw, jak to może być. Jak... Być tym drapieżnikiem. Kierować się instynktem, nie zdrowym rozsądkiem. Uważał wilki za fascynujące, jako dzieciak uwielbiał je rysować, najczęściej w towarzystwie tarczy księżyca.

Jeszcze jedna rzecz w animagii, wyjątkowo kusiła Moore’a. Chciał mieć dodatkowy as w rękawie, gdyby ktoś postanowił go zaatakować. Gdyby w obliczu zagrożenia wszelka wiedza magiczna uleciała mu z głowy, w pełni naturalnym odruchem byłoby przybranie silniejszej postaci. Pewnie gdyby nie „najbliżsi” myśl o nauce tak trudnego rodzaju magii nawet nie przeszła mu przez myśl. Jednak on teraz nie chciał ponownie przechodzić przez to, co było kiedyś. Nie chciał znowu być ofiarą.

Po przemianie Nate czuje się wolny, wreszcie jest panem samemu sobie. Nieskrępowany żadnymi prawami, żadnymi zakazami ani nakazami. Wolny nawet od Matta i jego chorobliwego pragnienia sprawowania kontroli. Wolny od zrzędzenia żony i pretensji ze strony dzieci. Wolny od wymagań stawianych mu przez wytwórnię. Gdy nie potrafi poradzić sobie z własnymi emocjami, gdy stają się zbyt silne, lekarstwem staje się przemiana. Tylko dlatego, że zwierzęta posiadają mniejszy zasób uczuć. Mniej cierpią. Jako wilk może spokojnie wszystko przemyśleć. Na zimno. Lub dać sobie spokój z myślami, zdać się na instynkt i biec, po prostu biec przed siebie.

Również w chwilach ogromnej złości, w tym na Matta, Moore’owi zdarza się zmienić w wilka i dać ujście niszczycielskiej energii, która w nim tkwi. Rozrywanie kłami, bieg, skupienie umysłu na polowaniu, wilcze instynkty... to wszystko dawało później dziwne poczucie ulgi zmieszane z poczuciem winy. Lepiej jednak jakieś zwierzę, niż... człowiek. Ten zresztą też raz padł ofiarą wilczych zębów, co czasem nadal śni się Moore’owi w nocy.

Gdy tylko opanował sztukę animagii do perfekcji, brunet niechętnie poszedł zarejestrować się w Ministerstwie Magii, jednak tuż przed budynkiem Ministerstwa zdał sobie sprawę z jednej ważnej sprawy. Ministerstwo było w łapach śmierciożerców, w to nie wątpił. On był szlamą. Zbliżały się czasy wojny i... Cóż. Nie było najmądrzejszym pomysłem rzucanie się im w ramiona. Zawrócił, nie przestąpiwszy nawet progu. Nie zarejestrował się, tłumacząc to zwykłym rozsądkiem.





OJCIEC
John Moore | 1930 - 1974
Ukochanym tatusiem punka był mężczyzna wyglądem niesamowicie przypominający syna, w szczególności w latach młodzieńczych. Obdarzony równie czarnymi, sterczącymi na wszystkie strony włosami i takimi samymi zielonymi oczyma. Mężczyzna niegdyś pełen życia, dowcipny, radosny, cieszący się każdą chwilą życia, za co też pokochała go matka Nate'a. Niestety, wszystko zmieniło się, gdy wpadł w uzależnienie. Narkotyki stały się dla starszego Moore’a ważniejsze, niż cokolwiek innego. Potrafił zrobić dla nich wszystko. Kłamać, oszukiwać, kraść. Już wcześniej był egoistą, później jednak ta wada jedynie się pogłębiła. Był w stanie sprzedać coś z wyposażenia domu, tylko po to, by kupić kolejną działkę. Gdy niczego nie brał, stawał się nerwowy, skłonny do kłótni. Słysząc choć słowo sprzeciwu, a czasem i bez takiego powodu, był w stanie podnieść rękę na swoich „najbliższych”. A jego „ukochana” nawet nie protestowała, w pewnym sensie nawet twierdziła, że to nie on, nie jej mąż. Przecież jej ukochany nigdy nie zrobiłby im czegoś takiego, nie był taki. Zdaniem kobiety wszystkiemu winne były alkohol i narkotyki.

Moore szczerze nienawidzi ojca, który jest dla niego ucieleśnieniem całego zła świata. Wiadomość o jego śmierci odebrał z pełnym satysfakcji uśmiechem a kilka miesięcy później wraz z grupą przyjaciół zdemolował jego miejsce pochówku, między innymi z pomocą farby w sprayu i... decydując się odlać prosto na kamienny pomnik.

MATKA
Caroline Moore | 1933
Wysoka kobieta o błękitnych oczach i brązowych, kręconych włosach. Malarka. Roztrzepana marzycielka, romantyczka, kobieta kompletnie niegotowa do pełnienia roli matki. Kochająca szczerze, lecz.... a właściwie, kochająca wręcz zbyt szczerze. Przywiązanie i miłość Caroline Moore do męża przez te wszystkie lata trzymały jej usta zamknięte. Dzielnie znosiła każde z jego uderzeń by potem wysłuchiwać jego żałosnych, pijackich przeprosin.
W pewnym momencie jednak przemogła się i uwolniła od mężczyzny, aby zacząć życie na nowo. Odnowiła kontakt z synem i usamodzielniła się, utrzymując się ze sprzedaży swoich obrazów. Jest absolutnie zakochana w Crystal i wnukach.

ŻONA
Crystal Aurelia Moore | 1955
Gdyby zapytać Nathaniela, kim jest jego żona, zapewne odpowiedziałby dość patetycznie, że aniołem. Mimo wielu lat wspólnego życia, muzyk idealizuje obraz partnerki i to, co dla niego zrobiła. Wciąż pamięta sposób w jaki odnowili kontakt i to, jak wielkim wsparciem wtedy dla niego była. Uważa, że gdyby nie Cry, stoczyłby się albo po prostu zaćpał w jakiejś melinie. Każdego dnia stara się jej pokazać, jak bardzo ją docenia, szanuje i kocha. Mimo dość długiego stażu i niejednego konfliktu, pod wieloma względami nadal zachowują się jak młode małżeństwo. Nath regularnie znajduje czas aby wyciągnąć żonę na spacer, kolację czy do kina. Lubi zaskakiwać ją drobnymi prezentami i pisać dla niej utwory. Jednocześnie zdaje się nie zauważać wad Cry - lub po prostu nie zwraca na nie aż takiej uwagi. Uwielbia jej otwartość, opiekuńczość, humor i prostolinijność.

SYN
Michael Matthew Moore | 1979
Dziecko-wpadka urodzone zaledwie kilka miesięcy po ślubie Nathaniela i Crystal - i tak, motywacją do ustatkowania się była właśnie ciąża kobiety. Mike jest leniwy i okropnie rozpuszczony. Moore, mogąc wreszcie pozwolić sobie na cokolwiek, uznał, że jego rodzinie nie może brakować absolutnie niczego. Choć wychowany na dobrego człowieka, przynajmniej według standardów Nathaniela i Crystal, Michael często traci cierpliwość i motywację i chciałby wszystkiego na już. Wychowany jako syn "gwiazdy" przywykł do uwagi i zainteresowania, których bardzo potrzebuje. Moore często żartuje i przekomarza się z synem, doprowadzając swoimi pomysłami Ivy do białej gorączki. Pod wieloma względami Nathaniel i Michael są do siebie bardzo podobni, jednak Mike nigdy nie przeżył piekła, przez jakie przeszedł jego ojciec.

CÓRKA
Ivory Aurelia Moore | 1985
Najmłodsza latorośl Moore'a i jego swoista porażka wychowawcza. Mimo jego usilnych starań by wychować ją na lekkoducha i życiową ofermę podobną jej bratu, Ivory zawsze reprezentowała sobą mądrość, organizację i odpowiedzialność. Dzięki temu już w wieku 14 lat była najbardziej ogarniętą osobą w domu Moore'ów. Nathaniel jest typowym ojcem-utrapieniem dla córki, która nie może przeżyć jego żenujących zachowań w trakcie koncertów czy pod wpływem alkoholu. Kochają się bardzo, jednak często jest to trudna miłość. Gdyby nie zapał z jakim Ivory się z nim kłóci i wygląd dziewczyny, mógłby pomyśleć, że ktoś ją podmienił po porodzie. Bardzo szanuje upór i głód wiedzy córki i stara się jak tylko może wspierać ją w jej dążeniach.

SYN
James Newton Moore | 1986
***

CÓRKA
Danielle Christine Moore | 1986
***

TEŚCIOWA
† Gwen Sheffer-Jankowski | 1918 - 1992
Matka Crystal, sparaliżowana przez wypadek. Zmarła przed narodzinami dzieciaków, Crystal nie miała z nią dobrych kontaktów a Nathaniel nie miał okazji jej poznać.

TEŚĆ
† Aleksander Jankowski | 1910 - 1970
Ojciec Crystal, Polak. Zmarł jeszcze zanim Crystal odnowiła kontakty z Nathanielem.

SZWAGIER
Thomas Sheffer | 1958
przyrodni brat Crystal, z którym kobieta nie utrzymuje kontaktu. Spotkali się kilka razy, między innymi na pogrzebie matki Cry, jednak były to dość niezręczne spotkania.

BYŁA ŻONA SZWAGRA
Dominique Sheffer | 1957
Francuzka, w połowie wila. Rodzina Moore’ów nie zna jej za dobrze – spotkali ją zaledwie dwa razy, nim ta rozwiodła się z partnerem.

SYN SZWAGRA
Louis Sheffer | 1984
uczeń Beauxbatons.

KUDŁATY PRZYJACIEL
Demon | 1995
czarny jak noc, ogromny nowofundland. Zupełnie przypadkiem podobny do animagicznej formy jego właściciela – swego czasu Moore pod postacią wilka niańczył swoje szczenię, starając się zyskać choć odrobinę posłuchu u niesfornego zwierzęcia. Wbrew niebezpiecznemu wyglądowi, ze świecą szukać drugiego tak spokojnego i leniwego psa.

PRZYJACIEL Z BONUSEM
Matthew Avery | 1954
Arystokrata, Mistrz Eliksirów i Magii Umysłu, fascynat Czarnej Magii, Magomedyk, były Śmierciożerca. Kochanek, Przyjaciel, Brat, Powiernik. Ich losy przeplatają się od ponad 30 lat, z większą lub mniejszą intensywnością. Choć różnią się od siebie jak ogień i woda, coś w tej nieprawdopodobnej relacji trzyma ich przy sobie i nie pozwala odejść na dłużej niż na chwilę. Mimo, że duża część toksycznie intensywnej relacji, jaką dzielili przed laty, już się wypaliła, została wciąż niesłabnąca, głęboka przyjaźń. Wiedzą, że po tylu latach mogliby sobie powierzyć życie. Zresztą, czy ten magiczny dług nie połączył ich już dawno?

ŻONA BFF
Elisabeth Avery | 1954
Poważna profesjonalistka z talentem do brylowania w towarzystwie. Wila. Gdy tylko Moore upewnił się, że nie jest w żaden sposób połączona więzami krwi z Matthew, zaczął z całych sił kibicować temu związkowi. Chociaż najprawdopodobniej nigdy nie zaczną do siebie pałać żywą miłością, z biegiem lat nauczyli się akceptować się nawzajem - a tak właściwie, to Elisabeth nauczyła się akceptować Nathaniela. Moore wie, że udało mu się ją zaskoczyć, gdy odwiedził ich w trakcie, gdy kobieta grała na fortepianie. Muzyk przysiadł się wówczas do niej i zaczął uzupełniać graną przez nią melodię własną grą. Tego typu wrażliwość w zwykłym szarpidrucie zaskoczyła panią Avery i od tego dnia, już kilka razy zdarzyło im się muzykować razem.

SYN BFF
Alastair Avery | 1980
Najlepszy przyjaciel Mike'a i dziedzic rodu Averych. Moore zdaje sobie sprawy z wymagań, jakie Matt stawia przed synem i często stara się przekonać blondyna, by odrobinę spuścił z tonu. Gdy spędza czas z Alastairem, stara się pozwolić mu się wyluzować i chociaż na chwilę poczuć zwykłym nastolatkiem. Kilka razy pozwolił Alastairowi zastąpić ich perkusistę na jeden czy dwa kawałki podczas koncertu.

CÓRKA BFF
Freya Anemone Avery | 1980
Córka Matthew, półwila, co niestety ma wpływ na jej relację z przyszywanym wujkiem. Mone bez problemu owinęła sobie wokół palca i tatusia i jego przyjaciela - Moore pod wieloma względami traktuje ją jak własną córkę, jednak dużo częściej zgadza się na jej pomysły. Nauczył Freyę jazdy na motocyklu, o czym nie ma zielonego pojęcia jej ojciec. I lepiej, żeby się nie dowiedział, bo obydwoje stracą głowy.

SYN BFF:
Einar Rudolph Avery | 1981
...

SYN BFF:
Halvard Fenrir Avery | 1985
...

CÓRKA BFF:
Astrid Rose Avery | 1986
...



Powrót do góry Go down
 
Nathaniel Moore
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Danielle Moore
» Crystal Aurelia Moore
» Skrzynka Moore'a
» Informator Ivy Moore
» Michael Matthew Moore

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Lumos ::  :: Strefa Postaci :: Karty Postaci-
Skocz do: